„Who Invited Them” – minirecenzja thrillera z gwiazdą „Piątku 13-go”, Ryanem Hansenem, w roli głównej.
Adam (Ryan Hansen) i Margo (Melissa Tang) to świeżo upieczeni yuppies, którzy właśnie nabyli wystawną posiadłość w Hollywood Hills. Młodzi organizują ociekającą złotem parapetówkę, na której Adam planuje pochwalić się świetną pracą i rosnącymi zarobkami. Niestety, goście nie podzielają jego entuzjazmu i po kilku godzinach wszyscy zmywają się z imprezy. Wszyscy poza jedną, tajemniczą parą, nieznaną ani przez pana domu, ani jego małżonkę. Kto ich zaprosił?
Tom (Timothy Granaderos) i Sasha (Perry Mattfeld) są bystrzy, rozrywkowi i pociągający. Są bezwstydni, szykowni, mają błysk w oku, gust i styl. Może są trochę ekscentryczni i upiorni. Jak ujmuje to jedna z postaci – wyglądają, jakby właśnie wrócili z „seksownego pogrzebu”. „Pogrzeb” to słowo-klucz. Okazuje się, że w nowym gniazdku Margo i Adama przed laty rozegrała się krwawa masakra. Goście zdobywają zaufanie gospodarzy, a potem deklarują, że nie opuszczą ich domu. Jaki mają cel i kim są?
„Who Invited Them” to thriller w czarno-komediowym sosie i nietypowe, świeże spojrzenie na podgatunek home invasion. Skrzyżowanie „Funny Games” z „Tanimi podnietami” i „Sąsiadami” z Danem Aykroydem. W rutynowym życiu zachowawczych i trochę zmęczonych sobą bohaterów pojawia się szczypta ekscytacji, ale ma ona swoją cenę – i pociąga za sobą niebezpieczeństwo. „Who Invited Them” nosi cechy horrorowej satyry i wytyka palcem takie przywary jak gonitwa za wyższym statusem społecznym czy poświęcanie szczęścia bliskich dla pieniędzy i aprobaty innych ludzi. Film jest krótki (trwa około osiemdziesiąt minut), reżyser nie ma problemu z utrzymaniem sprawnego tempa, akcja goni tu reakcję, a scenariusz usłano grubymi plot twistami. Czy trochę przewidywalnymi? Może tak, ale nie przeszkadza to dobrze bawić się z filmem aż do jego ostatnich minut – a o to przecież chodzi. Całość ubarwia domieszka kampu, skrupulatnie dobrany soundtrack i mocne aktorstwo. Ocena końcowa: 8/10.